Opublikowano .

ChromeOS – wilk w owczej skórze Linuksa?

ChromeOS to taki dziwny twór Google’a, który udaje, że jest „lekki”, „prosty” i „bezpieczny”, a tak naprawdę to dobrze wytrenowana korporacyjna smycz dla użytkownika. Dla tych, którzy nie śledzą — tak, ChromeOS jest oparty na Linuksie. Ale zanim wyciągniesz z tego zbyt optymistyczne wnioski, zatrzymaj się na chwilę. To nie jest ten Linux, którego kochasz — wolny, otwarty, do grzebania i własnego dostosowania. To bardziej jak Linux uwięziony w klatce z logiem Google.

System ten działa na Chromebookach — tanich (czasem aż za tanich) laptopach, które zyskały popularność w szkołach i firmach, bo są proste w utrzymaniu. A raczej: bo Google trzyma wszystko w rękach. ChromeOS jest zaprojektowany do pracy online, najlepiej w chmurze Google, z kontem Google, w ekosystemie Google. Bez tego nie działa. A dokładniej: bez tego użytkownik staje się bezużyteczny.

Wersje open-source ChromeOS, jak ChromiumOS, teoretycznie można sobie postawić samemu, ale nie łudźmy się — nikt tego nie robi w praktyce, bo po co komu okrojony Linux z ograniczeniami, skoro można mieć pełnoprawną Fedorę, Ubuntu czy Debiana?

No i najważniejsze pytanie: czy ChromeOS można ufać?

Z jednej strony: bezpieczeństwo jest naprawdę solidne. System działa w trybie read-only, aktualizuje się automatycznie, każdy proces działa w swojej piaskownicy. Z punktu widzenia IT w korporacji – marzenie.

Z drugiej strony: zaufanie do Google to nie to samo co bezpieczeństwo. Bo ten system nie jest po to, byś Ty miał kontrolę. On jest po to, by Google ją miało. Nie zainstalujesz sobie dowolnego oprogramowania (chyba że przez sklep, który Google zatwierdził). Nie masz dostępu do root'a (no chyba że hakujesz). Każdy Twój krok, kliknięcie, zalogowanie, może być monitorowane i analizowane – i bardzo często jest. Google nie daje Ci komputera — daje Ci terminal do swojej chmury.

Na koniec: jeśli jesteś kimś, kto ceni prywatność, niezależność i kontrolę nad swoim sprzętem, to ChromeOS to nie Linux — to tylko jego kostium. Lepiej sięgnąć po coś, co naprawdę daje wolność. Albo chociaż nie udaje, że ją daje.