Ekosystem Apple – klatka z różowego złota
Jest taka firma z Cupertino, która bardzo lubi mówić, że „dba o Twoją prywatność” i że „wszystko po to, żeby było Ci łatwiej”. No i faktycznie – jest łatwiej. Tak łatwo, że nawet nie zauważasz, kiedy przestajesz mieć jakąkolwiek kontrolę nad własnym urządzeniem. Tak właśnie działa Apple.
Kupujesz iPhone’a. Wydajesz 6 kafli, żeby mieć sprzęt „premium”, który będzie „po prostu działał”. No i działa. Ale tylko tak, jak Apple sobie tego życzy. Nie możesz zainstalować aplikacji spoza App Store, chyba że mieszkasz w UE i umiesz czytać 40 stron warunków korzystania z alternatywnego sklepu. Ale nawet wtedy – powodzenia, bo system i tak będzie rzucał Ci kłody pod nogi.
Masz komputer z macOS? Super. Ale spróbuj podłączyć do niego coś, co nie jest „autoryzowane”. Albo naprawić go bez pomocy „autoryzowanego serwisu”. A potem przeczytaj o tym, jak Apple wmontowuje chipy w baterie, żeby system wiedział, że nie była wymieniana przez „swoich”.
To nie jest ekosystem. To ogród z wysokim murem i stróżem z logo jabłka.
Apple twierdzi, że App Store to bezpieczeństwo i jakość. W praktyce to monopol. Chcesz wydać aplikację? Musisz przejść przez ich recenzję, zapłacić prowizję 30%, a jeśli Twoja apka nie podoba się algorytmowi/losowemu człowiekowi w Kalifornii – wypad.
Na Androidzie możesz chociaż pobrać APK z internetu i zainstalować. Na iOS? Możesz co najwyżej spojrzeć tęsknie w stronę Terminala i westchnąć: “kiedyś to było”.
Prywatność? Tak, ale po Apple’owemu
Apple mówi: „Twoje dane nie są na sprzedaż”. I dobrze, naprawdę. Ale to, że nie są na sprzedaż, nie znaczy, że masz do nich dostęp. Nie możesz ich wyeksportować, nie możesz ich przechowywać lokalnie bez bólu. Backup? Tylko do iCloud. Bo po co miałbyś mieć kontrolę nad swoimi danymi, skoro Apple już się tym zajmie?
A jeśli chcesz przenieść dane z iPhone’a na coś innego niż inny iPhone? No cóż. Niech Ci Bóg dopomoże.
Sprzęt, który jest Twój, ale tylko na fakturze
Masz MacBooka? Świetnie. Ale nie próbuj wymieniać RAM-u. Albo SSD. Bo już się nie da. Wszystko jest wlutowane, zalane, zaklejone. Chcesz wymienić baterię w iPhonie? System zgłosi, że „nieoryginalna” i pokaże żółty wykrzyknik, żebyś się czuł jak przestępca.
Zresztą, Apple robi wszystko, żebyś nie naprawiał – tylko kupił nowy. Tak jakby 8000 zł za komputer miało datę przydatności do spożycia.
Prawda jest taka: Apple to nie firma od prywatności. To firma od kontroli. Kontrolują Twój sprzęt, Twoje aplikacje, Twoje dane, Twój portfel. Ale robią to tak gładko i estetycznie, że większość ludzi mówi: „ale przecież wszystko działa”. I właśnie w tym jest problem. Bo jak już raz wejdziesz do tego akwarium, to ciężko się z niego wydostać.
A może by tak... spróbować inaczej?
Są alternatywy. Android z GrapheneOS, Fairphone, PinePhone. Komputery z Linuxem (tak, wiem, czasem boli, ale przynajmniej wiesz, co się dzieje). Otwarte aplikacje, samodzielne backupy, prywatne serwery. To wszystko jest możliwe. I nie musisz od razu rzucać iPhone’a o ścianę – wystarczy zacząć od małych kroków. Odzyskiwanie kontroli nad technologią to proces. Ale warto, bo wolność cyfrowa to nie luksus – to prawo.