Opublikowano .

Internetowy monopol: dlaczego mamy problem?

Kiedyś wybór przeglądarki był jak wybór teamu w szkole – byłeś albo za Firefoksem, albo za Operą, może nawet Internet Explorerem (ale tym się raczej nie chwaliłeś). Dziś? Jeśli nie używasz Chrome'a albo czegoś na jego silniku, to najpewniej jesteś dziwakiem... lub użytkownikiem Firefoksa, który jeszcze nie stracił nadziei.

Ale od początku.

Monopol pod przykrywką różnorodności

Na pierwszy rzut oka świat przeglądarek wydaje się różnorodny. Mamy Chrome’a, Edge’a, Operę, Brave’a, Vivaldiego, a nawet przeglądarki "specjalistyczne" jak Arc. Tyle że większość z nich korzysta z tego samego silnika – Chromium. A Chromium to, przypomnijmy, projekt open-source zarządzany głównie przez... Google.

Innymi słowy – różne logotypy, te same bebechy.

Oznacza to, że Google de facto kontroluje sposób, w jaki większość z nas korzysta z internetu – od renderowania stron, przez obsługę standardów, aż po sposoby wyświetlania reklam. Microsoft zrezygnował z własnego silnika (EdgeHTML), Opera również, a kolejne projekty idą na łatwiznę, budując swoje "innowacyjne" przeglądarki na gotowym fundamencie od Google.

I tu właśnie wchodzi na scenę Mozilla – jak ten jeden, samotny elf w świecie zdominowanym przez orków z Doliny Krzemowej.

Firefox – ostatni bastion różnorodności

Mozilla Firefox to obecnie jedyna popularna przeglądarka z własnym silnikiem – Gecko/Quantum, który nie jest oparty na Chromium. To ma znaczenie. Dzięki temu Mozilla nie musi oglądać się na decyzje Google’a, może wdrażać własne pomysły, promować prywatność i dbać o to, by internet nie stał się jednym wielkim supermarketem z targetowanymi reklamami.

Mozilla od lat stawia na prywatność, a Firefox jako jeden z niewielu:

  • domyślnie blokuje śledzące skrypty i ciasteczka,
  • pozwala na korzystanie z rozszerzeń bez inwigilacji,
  • nie zgrywa danych do chmury "dla wygody użytkownika".

A do tego to wszystko robi jako organizacja non-profit – bez ciśnienia na wyniki kwartalne i udział w rynku reklamowym.

Dlaczego to wszystko ma znaczenie?

Bo monopol to zawsze zły znak – nawet jeśli dziś działa “w miarę dobrze”. Historia pokazuje, że gdy z rynku znika konkurencja, to innowacje spowalniają, standardy stają się mniej otwarte, a użytkownik kończy z czymś, co "musi działać, bo nie ma alternatywy".

W świecie przeglądarek przekłada się to np. na:

  • brak różnorodności w implementacji nowych funkcji,
  • ryzyko dominacji reklam i trackingu jako “standardu” sieci,
  • uzależnienie od decyzji jednej firmy co do tego, jak działa internet.

To trochę jakby 90% samochodów na drogach produkowała jedna firma – niby różne modele, ale jak coś nie działa, to wszyscy mają problem. Czy Firefox jest idealny? Nie. Czy jest potrzebny? Tak.

Nie zrozum mnie źle – Firefox nie jest bez wad. Ma swoje błędy, niekiedy działa wolniej, a interfejs czasem wygląda jakby był projektowany przez komitet studentów na Erasmusie. Ale to jedyna realna alternatywa, która walczy o inny internet niż ten zdominowany przez Google’a. I właśnie dlatego warto dać mu szansę.

Albo przynajmniej nie pozwolić mu umrzeć w cieniu Chromowych klonów.

Co możesz zrobić?

  1. Zainstaluj Firefoksa – chociażby jako drugą przeglądarkę. Zobacz, jak się zmienił.
  2. Ustaw go jako domyślną – przynajmniej na tydzień, daj mu szansę.
  3. Wspieraj Mozillę – nie tylko finansowo (choć można), ale też po prostu używając ich produktów.
  4. Rozmawiaj o tym – im więcej osób będzie świadomych monopolu, tym większa szansa, że coś się zmieni.